sobota, 26 lutego 2011

Dzień exodusowego lenistwa!

Dzisiaj miałem wreszcie chwile spokoju. Niebieska i Gruby pojechali do Czech i mogłem beż żadnych oporów oddać się błogiemu nicnierobieniu. Nie będę ukrywał, że bardzo tego potrzebowałem. Te ferie zimowe Niebieskiej tak mnie wykończyły, że z trudem jestem w stanie obejrzeć kociorynkę. To ciągłe bieganie ze szczotką, grzebieniem, codzienna kosmetyka i przesadne dbanie o mój, i tak już całkiem niezły wygląd, sprawiły, że teraz to ja potrzebuje co najmniej dwóch tygodni, by dojść do siebie. Na domiar tego Gruby tez siedział w domu, zamiast pracować na moje puszki, kiełbaski, myszki i wszelkie rarytasy, jakich powinienem doświadczać każdego dnia, bym ciągle czuł się wyjątkowo. Wszak od mej kondycji psychicznej zależy mój wygląd fizyczny, ale to chyba dość oczywiste. Nadmienię tylko, że te ferie nie były łaskawe dla Misia. Chyba tym nadmiernym moszczeniem owcy, tak bardzo splątał sobie portki, ale jak to mówią :cierp kocie ciało, jak żeś pięknym być chciało...czy jakoś tak to było. W zasadzie to szykowanie Nas wydaje mi się bardzo podejrzane, bo niby do czego Nasz tak szykują, czeszą itd?...mam nadzieję, że nie wpadli na jakiś idiotyczny pomysł by zabrać Nas na wystawę. Poczekam do poniedziałku, by w domowym zaciszu prześledzić swoją pocztę, bo ja żadnego zgłoszenia nie podpisywałem...chyba, że to Niebieski Miś tak Nas urządził. Policzę się z Nim, na wszelki wypadek. Tymczasem biegnę organizować i załatwiać, bo widzę jak Gruby podąża w stronę Naszego kociego toj-toja (czy jak to Japończycy mówią na kuwetę)...a dziś mieliśmy z Thorgalem pogrzeb fioletowej myszki i tam właśnie widzieliśmy ją po raz ostatni...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz